Czy muzyka w filmie jest tylko tłem? Oczywiście, że nie. To jego integralna część. Bez niej trudno byłoby zbudować odpowiednie napięcie i wzbudzić u widza konkretne emocje.
Jeśli nie do końca się z tym zgadzasz, obejrzyj „Gwiezdne wojny” bez dźwięku. Szybko stwierdzisz, że jest jakoś „dziwnie”.
Nieme kino i traperzy
Wynalezienie kinematografu w 1895 r. przez braci August Marie Louis i Louis Jean Lumière całkowicie zmieniło kształt kultury i sztuki w kolejnym stuleciu. Dwa lata później reżyser George Méliès otworzył pierwsze studio filmowe.
Kinematograf nie pozwalał na rejestrację dźwięku, dlatego przez pierwszych 20 lat film pozostawał niemy, a gra aktorska przypominała pantomimę. Nie oznacza to jednak, że pierwsi widzowie oglądali filmy w absolutnej ciszy. Film na żywo udźwiękowiali traperzy, czyli akompaniujący, improwizujący pianiści.
W końcu traperów zastąpiły zespoły składające się z kilku muzyków. „Śpiewak jazzbandu”, musical z 1927 roku, to najstarszy film dźwiękowy.
Rozwój muzyki filmowej
Niemałym wyzwaniem dla twórców filmowych z pierwszej połowy ubiegłego wieku była synchronizacja obrazu z osobno nagranym dźwiękiem. Z czasem branża poradziła sobie i z tym.
Na planie pojawili się wtedy specjalni „ludzie od dźwięku”: sound designer odpowiedzialny za scalanie dialogów, efektów dźwiękowych, hałasów i muzyki oraz music supervisior decydujący o jej doborze i doradzający reżyserowi w kwestiach muzycznych.
Akademia Filmowa pierwszego Oscara za najlepszą muzykę filmową przyznała w 1934 roku filmowi „One Night of Love”.
Spodobał ci się ten wpis? Przeczytaj kolejny: Te 10 piosenek z filmów przeszły do historii.
Słuchaj stacji radiowych z muzyką filmową w aplikacji radiowej. Odkryjesz nie tylko zupełnie nowe kompozycje, ale przypomnisz sobie także te legendarne.
Zdjęcie tytułowe: Dylan Freedom/Unsplash